Tydzień później wróciłem do domu. Dostałem zalecenia by brać witaminę K i nie przemęczać zbytnio. Savannah nie była u mnie ani się nie odzywała. Martwiłem się o nią i bardzo tęskniłem. Nie mogłem tego znieść. Wybrałem się do domu Hudsonów o kulach. Drzwi otworzył mi Brandon.
-
No cześć. - rzucił jak seksiak.
-
Hej. Ja do Sav. - przywitałem się i uśmiechnąłem.
-
Do Sav? - spytał. - Jest u siebie. Wejdź. - przepuścił mnie w drzwiach. - Co Ci się stało? - pokazał na moją nogę w gipsie.
-
Drobny wypadek na scenie. Złamałem nogę. - wytłumaczyłem.
-
Aha. - mruknął pod nosem.
Wyminąłem go i poszedłem do ukochanej.
Savannah
leżała w swoim łóżku i czytała książkę.
-
Cześć
kochanie. - ucałowałem ją w policzek.
-
Witaj aniołku. - cmoknęła mnie w usta. - Co Ci się stało? - spytała smutno wskazując na moją nogę.
-
Mały
upadek podczas show. To tylko złamanie nogi i kilka tygodni gipsu. - uśmiechnąłem się do niej i usiadłem na łóżku jak pokraka.
-
Oj Ryry... Ty chyba całe życie masz pecha. - zaśmiała się cicho.
-
Chyba tak. - również się zaśmiałem
Położyłem się obok Sav, a następnie ją przytuliłem.
Miło i dobrze jest mieć ukochaną osobę blisko. Jeśli ktoś taki istnieje, pilnujmy by go
nie stracić. Taka osoba jest bezcenna, to prawdziwy
skarb.
Brandon "rzucił jak seksiak" ;) - jestem w stanie dokładnie sobie to wyobrazić.
OdpowiedzUsuńCiekawe czemu Sav się nie pojawiała. Pewnie go już nie kocha.
A dziś ktoś ewidentnie wziął przykład z Ryry'ego, żeby się nie przemęczać... I Ty dokładnie wiesz kto :D
Pozdrawiam i czekam na next.
Przeczytałam wszystko w jeden dzień i uważam że blog jest niesamowity i naprawdę nie mogę doczekać się następnych rozdziałów !!
OdpowiedzUsuń