środa, 27 kwietnia 2016

Rozdział 13

Lekcje minęły mi całkiem szybko i spokojnie. Wychodziłem ze szkoły, gdy usłyszałem jakiś krzyk. Głos rozsądku kazał mi iść i zobaczyć co się dzieje. Wpadłem do małej salki gimnastycznej jak torpeda.
- Zostaw ją! - krzyknąłem, chwyciłem step i uderzyłem nim w głowę nauczyciela, który dobierał się do Savannah. - Uciekaj! - chwyciłem dziewczynę za rękę i pociągnąłem do wyjścia.

- Już się nie bój. - przytuliłem Sav, gdy siedzieliśmy bezpieczni w szatni.
- Jak mam się nie bać? - spytała. - Jak?
- Od teraz będę Cię chronił. - zadeklarowałem.
- A co jeśli on Cię oskarżyć? Albo go zabiłeś? Wylecisz ze szkoły, zamkną Cię w więzieniu... - panikowała.
- Nic takiego się nie stanie. - przytuliłem ją mocniej do swojego serca. - Nic. - powtórzyłem.

Savannah nawet po opuszczeniu szkoły bała się tego WF-isty. Była roztrzęsiona, więc zabrałem ją na uspokajającą herbatkę u mamy Stormie.
- Proszę. - podałem Hudson kubek i usiadłem ze swoim obok.
Sav patrzyła na mnie. Chyba złość jej powoli przechodzi.
- Savannah, ja... Ja... Ja chciałbym Cię przeprosić. - zacząłem. - Wiem, że źle postąpiłem i proszę o wybaczenie.
Dziewczyna spojrzała mi w oczy i cicho westchnęła.
- Nie mogę. - szepnęła i spuściła głowę.
Dalsze próby nie miały sensu. Odstawiłem pusty kubek na stół i rozsiadłem się wygodniej na kanapie. Z przyzwyczajenia podwinąłem rękaw od koszulki.
- Co to? - Sav wskazała na moje bandaże.
- Nic takiego, drobny wypadek. - skłamałem. Nie mam siły tłumaczenia się każdemu ze swojej głupoty.

-------------------------
Pozdrowienia z Warszawy!
Od poniedziałku byłam na wycieczce klasowej w stolicy, a dziś wieczorem wracam do domu...  Nareszcie...
W przyszłym tygodniu wstawię tu kilka zdjęć (o ile uda mi się jakieś zrobić).
A co do rozdziału...
Dzięki Rikeroholic otrzymał swoją wyjątkową nazwę - "Step w łeb" ;)
W poniedziałek, jako drobną niespodziankę dla Was czytelników, dodałam prolog na nowym blogu, jednakże rozdział 1 dopiero 20 czerwca...
A o to i 'A little bit of love will change your life'...
http://alittlebitoflovewillchangeyourlife.blogspot.com
Pozdrowionka i do następnego <3

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział 12

Kolejny raz obudziłem się w szpitalu. Leniwie przetarłem oczy. W sali oprócz mnie nie było nikogo więcej. Obejrzałem moje ręce ~ całe zabandażowane. Łzy zaczęły napływać mi się do oczu. Kolejny już raz nie udało mi się popełnić samobójstwa. Zacisnąłem oczy jeszcze mocniej. W wyobraźni zobaczyłem Savannah. Była jeszcze piękniejsza niż zwykle.
- Ryland, jak się czujesz? - usłyszałem głos lekarza, który przerwał mi moje wyobrażenia.
- Źle. Moje życie nie ma sensu, a wy mnie ratujecie. - odparłem.
- A jak się czujesz fizycznie? - dopytywał.
- Nawet dobrze, jak na to, że straciłem tyle krwi. - uśmiechnąłem się głupkowato.
- O dziesiątej dostaniesz wypis. - oznajmił i wyszedł.
Ponownie ułożyłem głowę na poduszce. Jak tylko wrócę do domu i nadrobię zaległości ze szkoły to spróbuję odzyskać Sav.

Wieczorem, gdy byłem gotowy do szkoły, usiadłem z konsolą i zacząłem grać. Z każdym dźwiękiem wyrażałem siebie, swoje uczucia... Zrelaksowałem się przy tym i odzyskałem nadzieję na lepsze jutro.

W nocy miałem koszmary senne. Śniło mi się, że coś się stało mojej ukochanej. Przez to przejęcie i niepokój nie potrafiłem ponownie zasnąć. Kręciłem się i rzucałem na łóżku. Było to strasznie męczące.

Rano, gdy zadzwonił mój budzik, nie byłem w stanie ruszyć się z łóżka. Oczy strasznie mi się kleiły.
- Ryland, wstajesz czy nie? - spytał tata Mark, który nagle pojawił się w moim pokoju.
- Wstaję, wstaję. - rzuciłem i zwlokłem się z łóżka.
- Szykuj się. Za pięćdziesiąt minut wychodzimy. Podwiozę Cię do szkoły. - dodał z uśmiechem i wyszedł.
Chyba ten dzień nie zapowiada się tak źle.

środa, 13 kwietnia 2016

Rozdział 11

Leżałem i patrzyłem na Rossa. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć.
- Ryland, mi możesz wszystko opowiedzieć. Z chęcią Cię posłucham i może jednak zrozumiem. - odezwał się w końcu Ross.
- No... Zgoda. - odpowiedziałem i zacząłem się zwierzać.

We wtorek około 10 wypuścili mnie ze szpitala. Postanowiłem, że do szkoły wrócę dopiero jutro.
Usiadłem w swoim pokoju, wyjąłem konsolę DJ spod łóżka i zacząłem grać. Już pierwsze dźwięki zaczęły mnie uspokajać. Z każdą kolejną chwilą było tylko coraz lepiej.
- Można? - usłyszałem cichy głos mamy.
- Jasne. - uśmiechnąłem się do niej serdecznie.
- Przyszła twoja znajoma. Przyniosła Ci zeszyty.
- Powiedz, że jestem u siebie. Niech przyjdzie.

Siedziałem w swoim pokoju i nadrabiałem zaległości z dziś. Allie mi pomagała, więc nie było tak źle.
- A co to? - spytała wskazując na ślady po cięciu.
- Nic takiego. Nie przejmuj się. - starałem się uśmiechnąć, ale coś mi nie wyszło.
- Ryland, powiedz mi prawdę. Nikomu tego nie przekażę.
- Nie mogę. - wstałem z krzesła i podszedłem do okna. - Nie mogę. - powtórzyłem.
Dziewczyna podeszła do mnie i przytuliła się do moich pleców.
- Daj mi spokój! - podniosłem ton i mocno ją odepchnąłem od siebie. - Zniszczyłaś wszystko! Teraz już nigdy nie odzyskam Sav! - chwyciłem Allie za koszulkę i wyciągnąłem za drzwi. - Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! - krzyknąłem i uderzyłem ją z całej siły.
- Ty do mnie też! - oddała mi siarczysty policzek i wyszła zapłakana.
Wróciłem do swojego pokoju, znów chwyciłem nożyczki i usiadłem pod ścianą. Ponownie się okaleczyłem. Tyle, że tym razem zrobiłem to znacznie mocniej.

----------------------
Siemka!
Ry - dalej zdesperowany i chyba tak zostanie ;)
Kto z Was spodziewał się, że nasz główny bohater znów będzie się ciął?
.....
Zapraszam Was na nowego bloga, gdzie prolog był wczoraj...
Pozdrowionka i do napisania <3

środa, 6 kwietnia 2016

Rozdział 10

Myśli samobójcze wzięły górę nad rozumem. Chwyciłem nożyczki i osunąłem się po ścianie. Siedząc na podłodze zadałem sobie pierwszy cios ~ wbiłem sobie nożyczki pionowo w nadgarstek. Później rozkręciłem nożyczki i przeciągając proste linie, ostrą stroną po wewnętrznej stronie ręki zadawałem sobie cierpienie. W tym momencie przypomniała mi się chwilą z rana.
Allie zaczyna mnie całować i zdejmuje moją koszulkę. Ja robię to samo z jej sukienką. Ona pcha mnie na biurko w szkolnym radiowęźle, ja przyciągam ją jeszcze bliżej do siebie. Dziewczyna dobiera się do moich spodni, a ja pozbywam się jej stanika i całuję nagie piersi. Później wszystko toczy się niesamowicie szybko. Allie i ja uprawiamy seks na biurku, gdy nagle wchodzi jedna z tych plotkar.
- Ryland, wszystko okay? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Rossa, który nagle wszedł do mojego pokoju.
- Nic nie jest okay. - odparłem i kolejny raz przeciągnąłem ostrzem nożyczek po ręce. - Nic. - szepnąłem i dalej nic nie pamiętam.

Otworzyłem oczy. Nie byłem już w swoim pokoju. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- Dobrze, że się pan obudził. - starszy mężczyzna podszedł bliżej łóżka, na którym leżałem.
- Kim pan jest? Gdzie ja jestem? - spytałem.
- Jesteś w szpitalu Ryland, a ja jestem twoim lekarzem. Straciłeś dużo krwi i zasłabłeś. Twój brat nie wiedział jak Ci pomóc, więc przywiózł Cię tu.  Był bardzo zmartwiony.
- Dziękuję za informacje. Mógłbym się z nim zobaczyć?
- Tak, ale najpierw Cię zbadam.

Lekarz wyszedł, a po chwili w mojej sali pojawił się Ross.
- Czyż Ty oszalał? - spytał siadając na krzesło stojące obok mojego łóżka.
- Tak, oszalałem. Ale Ty i tak mnie nie zrozumiesz. To zbyt skomplikowane.

----------------------
Witajcie serdecznie!
Większość z Was przypuszczała, że Ryland wcale tego nie zrobił - a jednak.
Kursywą pisane są jego wspomnienia (i sny - to tak na przyszłość).
Prosiliście też abym nie zabijała RyRy'ego - więc żyje.
A teraz tak serio...
Mam gotowe 70 rozdziałów (z tymi co były włącznie) to chyba musiał przeżyć, co nie?
Pozdrawiam i do napisania <3
P.S. Zapraszam także na mój nowy blog 'Trying Not To Love You' - prolog za tydzień.