środa, 28 grudnia 2016

Rozdział 48

Następnego dnia obudziłem się dość wcześnie. Zmieniłem Evelyn pieluszkę i podałem jej mleko. Dopiero po tym trochę się ogarnąłem. Szybki prysznic i kawa z rana to najlepsze co może być.

Siedziałem z Eve na kanapie w salonie i śpiewałem jej Fall Back In Love do snu, gdy przyszedł Ross.
- Cześć brat. - przywitał się.
- Cześć. - odpowiedziałem mu. - Właśnie usypiałem małą.
- Aaa... To wujek Ross nie będzie przeszkadzał. - ruszył do wyjścia, ale go zatrzymałem.
- Nie przeszkadzasz. Nawet się przydasz. - uśmiechnąłem się do niego serdecznie. - Utul tego aniołka do snu, a ja przygotuję coś na obiad.
- Okay. - wziął ode mnie mój skarb i przytulił.
- Do twarzy Ci z dzieckiem. W sumie każdemu jest do twarzy z Evelyn. - rzuciłem ze śmiechem i ruszyłem do kuchni.
Na miejscu wyciągnąłem potrzebne składniki, garnek i inne naczynia. Zająłem się pichceniem obiadu jak to zwykle robiła mama Stormie.

- Proszę. - nałożyłem Rossowi na talerz jego porcję obiadu, gdy był gotowy.
- Dzięki. Życzę smacznego. - uśmiechnął się i chwycił sztućce w ręce.
- Smacznego. - odpowiedziałem i zabrałem za jedzenie. - Nie było problemu z usypianiem małej?
- Nie. Rzeczywiście jest aniołkiem. Chciałbym mieć takiego skarbka... Szkoda, że Courtney mi go nie zdążyła dać... Szkoda, że odeszła... - pojedyncze łzy spłynęły po jego policzkach, ale szybko je starłem.
- Tylko nie płacz... Jeszcze ktoś pojawi się w Twoim życiu kto Cię pokocha... I kogo uczucie odwzajemnisz... - spojrzałem mu w oczy.
- Masz rację. - lekko się uśmiechnął. - Zawsze wiesz jak podnieść kogoś na duchu.
- Ty też. - zamilkłem na chwilę. - To ciekawe, że potrafimy podnieść na duchu drugą osobę, a samego siebie nie...
- No... Od jakiegoś czasu nad tym myślę, ale jeszcze do niczego nie doszedłem. - Ross bawił się swoją bransoletką.
- Ostatnio to jakiś z Ciebie filozof... To chyba dobrze, że masz jakieś inne hobby poza muzyką. Zawsze masz kilka opcji na przyszłość...
- A Ty? Też masz kilka ról... DJ, syn, brat, tata... - wymienia chwilę. - I superbohater. - dodaje ze śmiechem. - No co? - patrzy na mnie. - Uratowałeś Savannah przed tym zboczonym gościem...
- Nie przypominaj mi o niej... I o tym wszystkim też. Chcę zacząć od nowa. - wstałem od stołu i zacząłem zmywać naczynia.
- Nie chciałem byś się smucił... I nie wiedziałem, że chcesz zapomnieć... Przepraszam. - szepnął i też wstał. - Pójdę już. - posmutniał i ruszył do drzwi.
- Ross. - zawołałem za nim. - Jest okay. - rozpromienił się trochę. - Zostań, proszę. Jesteś moim najukochańszym bratem. - Ross cofnął się i przytulił.
- Tak myślałem. - poczochrał moje włosy i pomógł mi sprzątać po obiedzie.

środa, 21 grudnia 2016

Rozdział 47

Rankiem zjadłem szybkie śniadanie i zabrałem się za pakowanie. Przeprowadzam się po obiedzie, ale wolę przygotować wszystko wcześniej.
- To już ostatnia. - powiedziałem, gdy zamknąłem walizkę, na której musiałem usiąść by się domknęła. - Dziś zaczynamy nowe życie... - uśmiechnąłem się do Evelyn, którą właśnie się obudziła. - No chodź do taty aniołku... - wziąłem ją na ręce. - Zmienimy pieluszkę i zejdziemy do kuchni po mleczko. - mówiłem do niej, choć pewnie i tak nic z tego nie zrozumiała.

Po zmienieniu pieluszki, dałem małej mleko. Siedziałem z nią na kanapie w salonie i trzymałem butelkę by było bezpiecznie i wygodnie.
- Cześć brat. - Ross wszedł do pomieszczenia i usiadł obok.
- Cześć. - odpowiedziałem mu i uśmiechnąłem się do niego serdecznie.
Ross ~ jedyna osoba, której ufam w 100%. Zawsze był przy mnie, gdy go potrzebowałem. Zawsze wspierał mnie w trudnych momentach. Zawsze kochany. Zawsze gotowy oddać za mnie wszystko, nawet życie. Zawsze mój brat. Nigdy, za nic w świecie, bym go nie oddał.
- Pomogę Ci przy przeprowadzce. - zaoferował.
- Jeśli chcesz... Oczywiście, że możesz. - chętnie zgodziłem się na jego propozycję. Przynajmniej nie będę musiał sam wszystkiego dźwigać.

Po obiedzie upchnąłem walizki, pudła itp. do bagażnika, a małą Evelyn posadziłem w foteliku z tyłu auta. Ross usiadł obok niej, natomiast ja zająłem miejsca kierowcy. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Było to 5 minut drogi od mamy Stormie, ale z takim pakunkiem wolałem podjechać samochodem.

Dotarliśmy na miejsce. Ross zabrał Eve do środka, a później pomógł mi z rzeczami. Rozpakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy.
- Będę musiał się zbierać. - brat zetknął na zegarek.
- Okay. Dzięki za pomoc. - uśmiechnąłem się do niego i wyjąłem ramkę ze zdjęciem Sav z pudła.
- Poradzisz sobie z resztą? - spytał jeszcze.
- Tak. Nie musisz się martwić. - chwyciłem swoją konsolę, która leżała na dnie kolejnego pudła i położyłem ją pod swoim łóżkiem.
- Ale i tak wpadnę Cię odwiedzić. - cicho się zaśmiał.
- Wpadaj kiedy chcesz. Jako mój brat jesteś zawsze miło widziany. - przytuliłem Rossa. - Chyba miałeś się już zbierać? - przypomniałem mu.
- Aaa... Racja. Mam dziś jeszcze trochę pracy. - odsunął się ode mnie. - Do jutra młody. - poczochrał moje włosy i wyszedł.
Zostałem sam. Przytuliłem Evelyn i położyłem się z nią na łóżko.

środa, 14 grudnia 2016

Rozdział 46

Przyjechałem do domu, w którym miałem mieszkać z Savannah. Zaparkowałem w garażu, ale nie wysiadłem z samochodu. Siedziałem i płakałem.
Kompletnie sobie nie radzę... Nie mam już siły... Wszystkie chęci i radość odeszły z nią... Jak ja bym chciał, by była tu... By mnie przytuliła... Pocałowała...
Ale to już przeszłość! Jej już nie ma! A ja cierpię, i cierpieć będę. Przynajmniej przez jakiś jeszcze czas...

Wysiadłem z auta pół godziny później. Starłem łzy dłonią, poprawiłem włosy i wszedłem do domu. Był taki pusty i cichy, ale piękny. Mój własny. Chyba jednak przeprowadzę się tu z Evelyn.

Dopiero wieczorem wróciłem do mamy Stormie.
- Co w Ciebie wstąpiło Ryland? Narobiłeś wstydu. Takie rzeczy w takim momencie? Brak mi na Ciebie słów... - mama Stormie usiadła zrezygnowana na krześle i westchnęła.
- Przepraszam. - szepnąłem i spojrzałem matce w oczy.
- Nie tak Cię wychowałam... - pokręciła głową.
- Postanowiłem, że jednak się wyprowadzę. Teraz. - oznajmiłem.
- Dobrze. Rób jak chcesz. - usłyszałem tylko i opuściłem kuchnię.
Zamknąłem się w swoim pokoju. Położyłem się na łóżku i zerkałem jak Eve śpi.
- Mój mały aniołek... Moja śliczniutka... Moja królewna... - powiedziałem sam do siebie, po cichutku by jej nie zbudzić.
Po kilku minutach sam zasnąłem. Byłem zmęczony dzisiejszym dniem jak i całym życiem.

środa, 7 grudnia 2016

Rozdział 45

Następnego dnia był pogrzeb Sav. Małą Evelyn zostawiłem pod opieką Laury i jej męża Andew. Wiedziałem, że nie zrobią jej krzywdy.
- Tu macie pieluszki dla niej... Tu mleko... - pokazałem Lau gdzie są najważniejsze rzeczy. - To chyba wszystko. - poprawiłem włosy ręką i spojrzałem na zegarek. - Czas na mnie. - chwyciłem kluczyki od auta i posłałem Andrew uśmiech. Z dzieckiem mu do twarzy. Ciekawe kiedy pomyśli, by mieć własne...

Dojechałem na miejsce kwadrans przed czasem. Wszyscy byli smutni, stali trzymając wiązanki kwiatów i cicho rozmawiali. Przywitałem się skinieniem głowy. Niektórzy mnie przytulili, inni tylko popatrzyli współczująco. Postanowiłem wejść do kostnicy. Trumna stała otwarta na środku, obok krzyż.
- Savannah Hudson... - przeczytałem złote literki na czarnej blaszce przyczepionej do krzyża.
Bałem się podejść do trumny, więc usiadłem w pierwszej ławce. Po chwili moja rodzina dołączyła do mnie. Brandon, jej rodzice i znajomi usiedli po drugiej stronie.

Do trumny podszedłem ostatni. Spojrzałem na dziewczynę i zmarszczyłem brwi. Była niepodobna do mojej ukochanej.
- To nie ona! To nie moja Sav! - krzyknąłem, rzuciłem białą różę na ziemię i wybiegłem z kostnicy. Ross ruszył za mną. - To nie ona!!! - padłem kolanami na chodnik.
- Uspokój się Ryland. Zmarli zawsze wyglądają inaczej... - położył rękę na moim ramieniu.
- To nie jest Sav! - warknąłem i strąciłem jego rękę. - Daj mi spokój! - wstałem, starłem łzy z policzków i ruszyłem do auta.
Odpaliłem silnik i odjechałem. W lusterku widziałem tylko Rossa, który po chwili wpatrywania się w moje odjeżdżające auto, zniknął za drzwiami kostnicy.

-------------------------------
Mój ulubiony rozdział <3
Jak myślicie, Ryland ma rację, że to nie jest Sav? Odpowiedź za tydzień.
Pozdrowionka i do napisania <3