Następnego dnia był pogrzeb Sav. Małą Evelyn zostawiłem pod opieką Laury i jej męża Andew. Wiedziałem, że nie zrobią jej krzywdy.
-
Tu macie pieluszki dla niej... Tu mleko... - pokazałem Lau gdzie są najważniejsze rzeczy. - To chyba
wszystko. - poprawiłem włosy ręką i spojrzałem na zegarek. - Czas na mnie.
- chwyciłem kluczyki od auta i posłałem Andrew uśmiech. Z dzieckiem mu do
twarzy. Ciekawe kiedy pomyśli, by mieć własne...
Dojechałem na miejsce kwadrans przed
czasem. Wszyscy byli smutni, stali trzymając wiązanki kwiatów i cicho rozmawiali. Przywitałem się skinieniem głowy. Niektórzy mnie przytulili, inni
tylko popatrzyli współczująco. Postanowiłem wejść do kostnicy. Trumna stała otwarta na środku, obok krzyż.
-
Savannah Hudson... - przeczytałem złote literki na czarnej blaszce
przyczepionej do krzyża.
Bałem się podejść do trumny, więc usiadłem w pierwszej ławce. Po chwili moja rodzina
dołączyła do mnie. Brandon, jej
rodzice i znajomi usiedli po drugiej stronie.
Do
trumny podszedłem ostatni. Spojrzałem na dziewczynę i zmarszczyłem brwi. Była niepodobna do mojej
ukochanej.
-
To nie ona! To nie moja Sav! - krzyknąłem, rzuciłem białą różę na ziemię i wybiegłem z kostnicy. Ross ruszył za mną. - To nie ona!!! - padłem kolanami na chodnik.
-
Uspokój
się
Ryland. Zmarli zawsze wyglądają inaczej... - położył rękę na moim ramieniu.
-
To nie jest Sav! - warknąłem i strąciłem jego rękę. - Daj mi spokój! - wstałem, starłem łzy z policzków i ruszyłem do auta.
Odpaliłem silnik i odjechałem. W lusterku widziałem tylko Rossa, który po chwili wpatrywania się w moje odjeżdżające auto, zniknął za drzwiami kostnicy.
-------------------------------
Mój ulubiony rozdział <3
Jak myślicie, Ryland ma rację, że to nie jest Sav? Odpowiedź za tydzień.
Pozdrowionka i do napisania <3
Jak nie Sav to kto!? - dla mnie to Ross ma rację. I doskonale rozumie co Ry czuje.
OdpowiedzUsuńLau się pojawiła. Fajnie.
Pozdrawiam i czekam na next.