Sylwestrowy koncert minął
bez żadnych zakłóceń. Świętowaliśmy z ludźmi z naszego hotelu, gdzie była sala
koncertowa.
W Nowy Rok było kolejne
show. Rozgrzewałem publiczność przed występem R5. Gdy skoczyłem z konsoli na
scenę, poczułem dziwny ból. Siedziałem na podłodze i nie mogłem się ruszyć.
Bolało jak diabli. Tata Mark, który stał za kulisami, zauważył to i razem z
Andre podbiegł do mnie. Tata chwycił mnie z jednej strony, Andre z drugiej i
podnieśli mnie.
- Zabieramy go? - manager
spojrzał na mojego ojca, który tylko przytaknął.
- Przepraszam! -
powiedziałem na tyle głośno by usłyszeli mnie bez mikrofonu.
Wyniesiono mnie za kulisy.
Niewiele pamiętałem co było
dalej, bo podano mi silne środki przeciwbólowe.
Obudziłem się nad ranem w
szpitalnym łóżku. Ross siedział przy mnie.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Już lepiej. Nie boli. -
uśmiechnąłem się do niego. - Dziękuję za troskę.
-
Nie ma za co. - brat odwzajemnił uśmiech. - Wiesz do Ci jest?
-
Chyba. - odpowiedziałem. - Złamałem nogę, czyż nie?
-
Zgadza się. Ale to tylko kilka tygodni gipsu.
No
to mnie pocieszył... Jak ja mam wrócić z nogą w gipsie na scenę?
W
ciągu
dnia odwiedziło mnie mnóstwo innych osób. Rodzina, Andre i kilka
fanek. Ale nie Savannah. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przywieźli mnie do szpitala w LA, a
jej nie ma. Może nikt jej nie przekazał, a może nie czuje się najlepiej... Powody mogą być różne.
Spojrzałem na lekarza, który wszedł do sali. Czas wieczornego
obchodu.
-
Jak się pan czuje? - usłyszałem to już chyba 10 raz w dniu
dzisiejszym.
-
Lepiej. - spróbowałem się uśmiechnąć, ale coś mi nie wyszło. - Za ile wrócę do domu? - spytałem.
-
Jeszcze nie wiem. Musimy zrobić badania i dowiedzieć się co jest przyczyną osłabienia twojego organizmu. -
odpowiedział, a ja z całej siły rzuciłem się na łóżko, aż uderzyłem głową o oparcie łóżka. - Boli? - lekarz popatrzył na mnie z przejęciem, a ja tylko przytaknąłem. - Oj Ryland... Tobie chyba
życie
nie miłe...