środa, 12 października 2016

Rozdział 37

Święta minęły bardzo szybko. Zdecydowanie za szybko. Zaraz po nich pojechaliśmy na urodziny Rossa i Sylwester do Vegas. Vanni do nas dołączyła.

Od samego przyjazdu zaczęły się próby, przymiarki i jeszcze raz próby.
- Ryland, przyłóż się do pracy. - Andre był wyraźnie poddenerwowany.
- Staram się jak mogę. - odpowiedziałem.
- Coś w to wątpię. - prychnął.
- Daje z siebie tyle na ile pozwala mi zdrowie. - powiedziałem spokojnie.
- Masz jakieś problemy zdrowotne? - spytał.
No to się wkopałem. Nie mogę się przyznać do tego, że brałem środki dominujące, że osłabiłem sobie mięśnie i kości, że leczyłem się na bezpłodność...
- Yyy... No wiesz... Takie drobne. - spróbowałem się wykręcić.
- A jakie? Nic mi o nich nie było wiadomo, gdy wyjeżdżałeś? - był lekko zły.
- Nie chcesz wiedzieć. - rzuciłem, odwróciłem się do niego tyłem i oparłem rękoma o konsolę.
- A właśnie, że chcę. - podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy.
- Chcesz wiedzieć, że młody DJ się stacza? Że bierze środki dopingujące? - łzy cisnęły mi się do oczu. Nie zatrzymałem ich. Chciałem by Andre zobaczył moją słabość.
- Co? Ty? Takie coś? - był zdziwiony. - Nie wierzę! Jaki Ty przykład dajesz młodym fanom!? - zaczął krzyczeć. - Czy Ty kompletnie nie masz do siebie szacunku!? Nie chcesz żyć!? Czy co!? - podniósł rękę, by mnie uderzyć, ale wtedy przyszedł tata Mark.
- Andre, co Ty robisz? - spytał, zmarszczył brwi i odsunął mnie.
- Twój syn... - manager był wściekły. - Bierze środki dopingujące.
Tata spojrzał na mnie.
- Ryland idź do reszty, później z Tobą porozmawiam. - nakazał. - Powiedz o co chodzi. - tym razem zwrócił się do Andre.
Podsłuchiwanie nie miało sensu, więc ruszyłem za kulisy do rodzeństwa, Ella i Vanni.

Siedziałem niespokojny. Stresowałem się rozmową z tatą. To chyba najgorsze co mogło się wydarzyć.
Pół godziny później tata wszedł za kulisy.
- Ryland, chodź ze mną. - zarządził i ruszył korytarzem.
Wstałem z miejsca i skierowałem się w jego stronę. Skręciliśmy do mojego pokoju.
- Usiądź. - zarządził, a ja posłusznie to zrobiłem. - Brak mi słów. - spojrzał ze złością. - Tyle razy Ci tłumaczyłem...
- Przepraszam. - powiedziałem skruszony i padłem na kolana. Złapałem tatę za nogi. - Bardzo przepraszam. - szepnąłem.
- Przeprosiny nic nie dadzą. Zdrowia Ci nie wrócą. - był oschły jak nigdy. - Musisz sam zrozumieć swój błąd. Na razie jesteś zawieszony. Zero występów dopóki nie odzyskasz sił. - oznajmił i opuścił mój pokój.

Po wyjściu ojca upadłem twarzą na dywan. Leżałem, płakałem i myślałem czym mógłbym się okaleczyć.

1 komentarz:

  1. Ryry'emu wracają złe nawyki... Już szuka tarki ;)
    Mark bardzo odpowiedzialne i mądre zachowanie. Taki nad wyraz spokojny.
    Tak czytam "Vanni dojechała do nas" i myślę "A gdzie Court?" i wtedy sobie przypomniałam. No cóż...
    Pozdrawiam i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń