środa, 16 listopada 2016

Rozdział 42

Czas mijał bardzo szybko. Kilka tygodni gipsu minęło w mgnieniu oka i mogłem wrócić do występów.

Szykowałem się właśnie do show, gdy zadzwonił Brandon.
- Savannah rodzi! - krzyknął.
- Zaraz będę. Powiedz tylko gdzie. - zarządziłem, a on posłusznie zrobił to co mu kazałem. W pośpiechu ruszyłem do auta. Po drodze tylko oznajmiłem tacie, że wychodzę.

Dojechałem do szpitala. Brandon i państwo Hudson chodzili po korytarzu.
- Ryland, idź do niej. - poprosił ojciec Sav.
- Idę. - uśmiechnąłem się, ubrałem tzw. fartuch ochronny i wszedłem na porodówkę.

Godziny mijały, moja ukochana była coraz słabsza, a dziecko chyba nie chciało przyjść na świat. Lekarze wołali do siebie specjalistyczne nazwy, a ja prawie nic nie rozumiałem.
- Ratujemy matkę czy dziecko? - spytał w pewnym momencie doktor 'przewodniczący'.
- Dziecko. - odparłem po chwili namysłu. - Chyba, że możecie uratować oboje. - dodałem.
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy. - odpowiedział drugi. - Niech pan teraz wyjdzie i czeka na wieści. A pani proszę podać... - dalej nie słuchałem.

Siedziałem na szpitalnym korytarzu pod salą porodową, gdzie była Sav.
- Ryland, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. - pani Hudson usiadła obok i podała mi kawę.
- Mam nadzieję. - upiłem łyk kawy i lekko się uśmiechnąłem.

1 komentarz:

  1. Chamski Ry - nie zależy mu na Sav, tylko na dziecku!!! Już wybrał...
    Chociaż w realu w takich sytuacjach lekarze się nie pytają - zawsze ratują najpierw matkę. Bo wychodzą z założenia, że matka może mieć jeszcze dzieci później, a dziecko małe bez matki sobie nie poradzi. Ale to szczegół...
    Najlepszy fragment - na końcu jak się Ry "uśmiechnął". Pomyślał sobie pewnie: "Sav kipnie, to będę wychowywał dziecko z Brandonem" ;)
    Teraz to nie mogę doczekać się nextu, co się tam z naszą Savy stanie...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń