Obudziłem się w nocy z
krzykiem. Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro. Przez
ten koszmar, który mnie obudził mam na policzku i na rękach zadrapania. Czemu
akurat wtedy, gdy moje życie jest idealne ten sen, że jedziemy z Savannah autem
i wieki tir jedzie wprost na nas, powraca? Tyle, że tym razem wiem co jest
dalej. Ja uchodzę z życiem, ale ona nie, dlatego załamany kładę się na
chodniku, rzucam, miotam... To jest tak dziwne, że nierealne... Tylko dlaczego
w śnie jest to takie realistyczne?
Rano przy śniadaniu byłem
nieobecny. Zasypiałem na siedząco. Rodzeństwo tego nie zauważyło, bo było zbyt
zajęte rozmawianiem o planach na dziś.
Gdy w końcu trochę wróciłem
do siebie i wziąłem do ust kanapkę, podeszła do mnie ta blondynka. Tym razem
była mniej wystrojona.
- Hej. - rzuciła i usiadła
obok.
- Hej. - odpowiedziałem i
uśmiechnąłem się serdecznie. - Jak po koncercie? - zapytałem.
- Dobrze. Już odespałam. -
odparła i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - A Ty?
- Ja też okay. Tylko w nocy
nie mogłem spać. - wziąłem kolejny kęs kanapki.
- Koszmar? - spytała.
- Tak. Ten sam co kilka
miesięcy temu. - spuściłem wzrok. Było mi wstyd.
- Serio? A o czym? -
dopytywała.
- To moja osobista sprawa. -
powiedziałem oschle i wstałem od stołu. - Na mnie już pora. - oznajmiłem i
opuściłem stołówkę.
Spędziliśmy dzień na
starówce. Kupiliśmy pamiątki, zwiedziliśmy miasto... Było cudownie. Nawet zatrzymujący
nas co kawałek fani tego nie zepsuli.
Musiałam przeczytać dwa razy, żeby zrozumieć kto z kim i gdzie poszedł. Ale teraz już wiem :)
OdpowiedzUsuńSen Ry'a bardzo prawdopodobny... Zobaczymy czy się sprawdzi.
Pozdrowionka i czekam na next.