Odprowadziłem Savannah pod same drzwi jej domu.
- Ryry wejdziesz jeszcze na chwilę? - spytała robiąc słodką minę.
- Jak tak ładnie prosisz... To wejdę. - uśmiechnąłem się do niej i trzymając ją za rękę przekroczyliśmy próg domu Hudsonów.
Później wszystko zaczęło się toczyć bardzo szybko. Poszliśmy do jej pokoju, gdzie zaczęliśmy się całować. Położyliśmy się na łóżku. Sav zdjęła moją koszulę, a ja zacząłem odpinać zamek od jej sukienki.
Nasze igraszki zakłócił telefon. Dzwonił Ross, więc odebrałem połączenie.
- Coś się stało? - spytałem.
- Courtney i moje dziecko umierają! - krzyknął.
- Zaraz do Ciebie przyjadę. - oznajmiłem.
- Dzięki. - rzucił i rozłączył się.
Szybko wstałem i ubrałem się.
- Pilna sprawa. Muszę lecieć. - poinformowałem dziewczynę i ruszyłem biegiem do szpitala.
- Opowiedz mi co tak dokładnie się stało. - poprosiłem Rossa, gdy trochę odpocząłem po biegu. Siedzieliśmy na korytarzu i piliśmy kawę z automatu.
- Odprowadzałem Courtney do domu, gdy nagle zasłabła. Długo nie odzyskiwała przytomności, więc zabrałem ją do szpitala. - mówił co chwilę ścierając łzy z policzków. - Podobno zestresowała się dzisiejszymi wydarzeniami, a na dodatek ten duszący dym... Lekarz twierdzi, że może nie dożyć do rana.
- A co z dzieckiem? - spytałem.
- Ledwo co udało się je utrzymać przy życiu. Ciąża jest bardzo zagrożona i jeśli Courtney przeżyje to do porodu będzie na oddziale.
- To kiepsko. - stwierdziłem. - Szkoda jej... To wspaniała dziewczyna.
- Wiem i żałuję, że tak dawno się nie widzieliśmy i, że nie byłem przy niej, gdy mnie potrzebowała... I, że mogę nie zdążyć dać jej i dziecku mojego nazwiska.
------------------------
Siemka!
Jak widzicie akcja się toczy, Courtney jeszcze żyje, a Ryvannah ma się ku sobie.
Jesteście ciekawi co dalej? Czekajcie do następnej środy ;)
W weekend zabrałam się za rysowanie całego The Heirs i jak się potem okazało - zabrakło mi kartki - więc na jednej jest 3/5 zespołu, a na drugiej 2/5. Koniec końców, po trzech dniach skończyłam i od razu wstawiłam na Instagrama. Alex Flagstad polubił to w niecałą minutę! Savannah skomentowała po pięciu minutach, a Brandon dopiero po pół godziny.
Pozdrowionka, buziaczki i do napisania :*
Ten dzień z komentarzem Brandona - to chyba najlepszy w Twoim życiu (oprócz tego z czekoladą;))
OdpowiedzUsuńBiedna Court. Czuję, że nie dożyje, bo napisałaś "jeszcze żyje"...
No no no Sav i Ry mają się ku sobie...
Czekam co będzie dalej.
Pozdrawiam :)
Nominowałam do Lba wszystko jest na blogu ;3
OdpowiedzUsuńTrochę smutny rozdział. Proszę, nie zabieraj mi Court.
OdpowiedzUsuńJest tak mało blogów z Court :(. Nie zabijaj! Ja chce przeczytać o ślubie z Rossem, a nie o scence z pogrzebu, no!
Wow, to super, że skomentowali. Zazdroszczę :*
Trzymaj się skarbię <3
NIE. NIE ZABIJESZ COURT, ROZUMIEMY SIĘ? NO. MAM NADZIEJĘ XD
OdpowiedzUsuńJejku, Ty to masz szczęście z tą Sav i Brandonem, co?
Oby ci częściej lajkowali :)
Nie, nie zabijaj Courtney. To dziecko może umrzeć, ale żeby Court żyła ;-;
OdpowiedzUsuńKurde, już myślałam, że między Rylandem a Savannah do czegoś dojdzie, a tu nic... Jesteś złą kobietą -.-
Cieszę się Twoim szczęściem :D
Wspaniały rozdział i czekam na next.
P.S. U mnie czeka nowy rozdział, zapraszam :3 when-nobody-is-watching-r5.blogspot.com/2016/03/rozdzia-12-miosc-to-najlepsza-terapia.html
Pozdrawiam,
Inna